wtorek, 30 sierpnia 2016

Być realnie [w: Istoty ulotne / Irvin D. Yalom]

"(...) pomyśl tylko, w tym samym czasie, gdy mościł dla mnie przytulne gniazdko, sam musiał być do tego stopnia załamany, że nie chciał już dłużej żyć."
Te słowa Charlesa nie dawały mi spokoju. Zupełnie inaczej odebrałem samobójstwo jego starszego mentora i pracodawcy - jako decyzję (paskudnie samolubną) o odejściu w idealnej sytuacji: zdrowy, szczęśliwy, spełniony, starzejący się, ale jeszcze w pełni sił... Przypomina mi się fragment piosenki Perfectu: "Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść - niepokonanym...". Może to tylko moja projekcja?
***
"Z jednej strony chciałbym być dla ciebie jak ojciec, ale z drugiej - pomóc ci radzić sobie bez ojca."
Ta wypowiedź Yaloma, skierowana do Charlesa ukazuje świadomość paradoksu psychoterapii i niebezpieczeństwa związanego z możliwością uzależnienia od siebie pacjenta. Jednak nie ma co pastwić się jedynie nad terapeutami. A dentysta, dietetyk, mechanik samochodowy, producent telewizorów i wielu innych? Czy oni wszyscy nie mogą mieć podobnego dylematu - sprzedać klientowi produkt najlepszej jakości i trwałości, czy też uzależnić go od siebie, by mieć z tego zysk? W przypadku terapeuty może to być zysk emocjonalny i nie do końca świadomy.
***
"(...) próbowałem zrobić z tobą interes: ja nauczę cię, jak się umiera, a ty nauczysz mnie, jak być terapeutą."
To fragment snu Charlesa - z serii zawierających obawę o kolejną stratę bliskiego człowieka. Czy to uczciwa propozycja? Bycie terapeutą to aż taka poważna sprawa?
***
"Nie czuję się staro i stale się dziwię, że mam już tyle lat. Zawsze byłem tym najmłodszym (...) i nagle okazuje się, że gdziekolwiek pójdę, jestem najstarszy".
Te szczere myśli Yaloma o jego starości wzbudzają moją sympatię.
***
"(...) myślenie o końcu życia zachęca nas, by śmielej chwytać teraźniejszość."
To reakcja Yaloma na wcześniejsze zdanie Charlesa "Dziękuj za dobro, które cię spotyka". Ich znaczenie nie wydaje mi się wcale tożsame, lecz uzupełniające.  Zdecydowanie bardziej mi się podoba niż cukierkowe "Dziękuj za dobro...". Jak dla mnie jest też pięknym rozwinięciem wyświechtanego już nieco "carpe diem".
***
"Och, Irvin, wiem o tym. Znam cię lepiej, niż myślisz. Wyczuwam, kiedy tylko starasz się trzymać fason."
To jeden z naprawdę niewielu fragmentów w tej książce, w których odczuwam przewagę pacjenta nad terapeutą. Tę przewagę rozumiem jako pełniejsze bycie tu i teraz, uważność, wgląd w to co się dzieje w relacji.
Yalom często wspomina o swojej niepewności, frustracji, poczuciu popełnienia błędu - i chwała mu za tę szczerość, która w tym zawodzie jest stokroć lepsza niż udawanie ideału. Nie zauważyłem jednak sytuacji, w której klient by taki odbiór terapeuty ujawnił z własnej inicjatywy.
Nasuwa mi się tu pytanie: czy to nie znaczy, że trudniej być pacjentem sławnego psychoterapeuty?

niedziela, 21 sierpnia 2016

Pokrętne lekarstwo [w: Istoty ulotne / Irvin D. Yalom]

"Doktorze Yalom, proszę mi wierzyć, ja wiem, czego mi potrzeba."

To słowa wypowiedziane przez Paula, starego, przygarbionego bibliotekarza o niespełnionych literackich ambicjach. Czytając takie zdanie czuję odrobinę zazdrości. Bo oto Yalom przyjmuje pacjenta i nic prawie o nim nie wiedząc robi błędne założenie o istocie jego problemu, co potem prowadzi go na dalsze manowce. W konsekwencji to klient go upomina, naprowadzając na właściwe tory terapii. Po prostu wstyd i kompromitacja. Ostatnią rzeczą o jakiej bym pomyślał w takiej sytuacji jest ogłoszenie tego całemu światu. A Yalom owszem, pomyślał. Jemu już wolno...

***

"Pęd do wyjaśniania wszystkiego jest epidemią współczesnej myśli, a głównymi jej nosicielami są terapeuci (...)".

Kolejne słowa Paula. Tym razem ujęte w liście do mentora i przyjaciela. Tak jak zgadzam się z pierwszą częścią tego zdania, tak z niechęcią myślę o drugiej.
Dla jasności dodam, że jestem zwolennikiem naukowego i logicznego podejścia do poznawania świata, zwiększającego wiedzę i mądrość ludzkości.
Natomiast "pęd do wyjaśniania wszystkiego" kojarzy mi się z redukcjonizmem, sprowadzaniem na siłę zjawisk tylko do tego, co można dotknąć, zmierzyć i uzyskać taki sam wynik po powtórzeniu eksperymentu.
Jest też w tym dla mnie niebepieczeństwo utraty umiejętności zachwytu nad pięknem i harmonią świata.
Tylko czemu oskarżani są o to terapeuci? A może tylko jakaś ich część, reprezentująca pewien nurt uparcie wszystko analizujący...?